Znam kilka kobiet, które ze względu na swoje życiowe doświadczenia nie miały okazji nigdy pomyśleć o sobie ‚słabsza płeć’. Musiały być bardzo silne. Innego wyboru nie miały. Nie było obok nich nikogo, kto zdjąłby z nich ciężar życia, które niosły. Nikt nie chciał go też nieść z nimi. Te kobiety są twarde. Uśmiechają się, ale tak jakoś smutno. Z czasem uczą się radzić sobie same i wiele już nie oczekują. Ani od życia, ani od innych, szczególnie mężczyzn. Często przestają też już wiele oczekiwać od Boga. Są piękne, ale ich piękno jest jakby schowane pod twardą muszlą goryczy, zawodu, strachu przed kolejnym zranieniem.